Pamiętacie pierwsze Biedronki w Polsce? Rewolucją były ceny produktów i niektóre nowinki zastosowane w portugalskiej sieci. W 2000 roku foliowe reklamówki były od tak, na zawołanie, wisiały zawsze przy kasach (jak dzisiaj przy pieczywie) i można było z nich korzystać. Dzisiaj w Biedronce siateczka kosztuje 7 groszy, mimo iż przy chlebie można zawinąć cały plik foliówek za darmo. Ale mniejsza z tym. W Realu foliówki kosztują już 70 groszy, a za darmo ma się je tylko w “premium” marketach jak na przykład Piotr i Paweł.
No ale od lat świat się zmienia, niektóre zmiany są hipsterskie i idiotyczne. Jak jednak w tym proekologicznym, tolerancyjnym i wolnym świecie można korzystać z foliowych reklamówek, które rozkładają się w naturalnym środowisku przez… nawet 400 lat! Oczywiście większość producentów szybko wyczuła co się święci i wypuściła na rynek foliówki “ekologiczne”, ale… no proszę Was. Wierzycie w ten idiotyzm? Pewnie zamiast 400 lat rozkładają się ekologiczne 250.
Tymczasem jak donosi Biznes i Świat – Anglia postanowiła wyruszyć na wojnę z foliówkami. Wiecie w jaki sposób? Wprowadzając opłaty za… torebki foliowe. No naprawdę rewolucja! Londyńczycy szczycą się, że zmienili w ten sposób prawo, podczas gdy w Polsce takie rozwiązanie funkcjonuje już od tylu lat, że nikt się nawet nie dziwi, że musi dopłacić za torebkę. Tymczasem Anglicy utrudniają sobie życie na potęgę, bo te przepisy mają wiele drobnych druczków. Między innymi z pobierania opłaty zwolnieni są sprzedawcy w sklepach zatrudniających mniej niż 250 osób w całym kraju, apteki i restauracje sprzedające jedzenie na wynos.
Mimo to, jak wyliczają analitycy, w sąsiedniej Walii, wprowadzenie takich opłat spowodowało zużycie foliówek o 80 procent. A jak jest w Polsce? Nikt tego nie obliczył, bo spodziewam się, że bardziej z opłąty zadowoleni są przedsiębiorcy niż ekolodzy, którzy mogą kolejne 8 groszy od każdego klienta przekuć w kapitalistyczny pomnik dla swojego szefa. O!